Agard - mała miejscowość, z przystanią, plażą, gorącymi źródłami i rezerwatem ptactwa wodnego.
Polaków wogóle! Spotkaliśmy wielu Niemców, kilku Rosjan i ani jednego Polaka?!
Nieco zastanawiające, bo do tej pory w Egerze czy nad Balatonem szybko odnajdywaliśmy naszych rodaków.
Zdziwił nas też fakt że kiedy szukaliśmy noclegu ludzie - bo, mówie o domach prywatnych - kwaterach a nie o hotelach - pytali z kąd jesteśmy i odmawiali nam wynajęcia pokoju :/
W końcu po około pół godzinie szukania trafiliśmy do starszej pani z szalonym pudlem o imieniu Biżu.
Na pięknym zadbanym ogródku z huśtawkami, leżakami, stołem z ogromnym parasolem i piaskownicą dla dzieci stały 3domki. Wyglądały jak dla krasnoludków ;D
Starsza pani mieszkała w pierwszym z nich, drugi wynajmowało małżeństwo z Niemiec a my mieszkaliśmy w trzecim. Jasnozielony, prawie seledynowy z białymi okiennicami. Wielkie tarasowe drzwi prowadziły do salonu, obok kuchnia i łazienka. Osobne zupełnie wejście było do sypialni, ale z niej nie korzystaliśmy. W salonie było ogromne łóżko i to nam wystarczyło. Kuchnia była w pełni wyposażona w komplet naczyń, oczywiście lodówka, kuchenka itd. Okolica spokojna, z dala od głównej drogi, pełna sadów brzoskwiniowych. Cenę ubiliśmy o 50% i zamiast płacić 15000Ft za domek, wydaliśmy tylko 7500 :D .
Nigdy nie płacimy z góry za cały pobyt, bo nigdy nie wiemy ile czasu zajmie nam zwiedzanie okolicy. Najczęściej wpłacamy zaliczkę za 3noclegi i później dopłacamy resztę.